
Ultra Fast Fashion – moda, która niszczy planetę
Wędrując po galeriach handlowych nietrudno zauważyć, że od dłuższego czasu moda zmienia się coraz szybciej. Jeszcze kilka dekad temu marki odzieżowe wypuszczały nowe kolekcje sezonowo, zgodnie z przebiegiem pór roku, czyli wiosną, latem, jesienią i zimą. Z chwilą pojawienia się trendu fast fashion, cykl ten skrócił się do kilku tygodni, wprowadzając do sklepów nawet kilkanaście nowych kolekcji rocznie. Obecnie obserwujemy zjawisko jeszcze bardziej ekstremalne – ultra fast fashion, czyli modą „ultraszybką”, w której ubrania są projektowane, produkowane i sprzedawane w zastraszającym tempie, obejmującym ledwie kilka dni.
Znane marki, które jakiś czas temu zyskały na popularności dzięki szeroko zakrojonej kampanii marketingowej w internecie oraz oferowaniu swoich produktów poprzez aplikacje mobilne, codziennie wprowadzają do sprzedaży tysiące nowych modeli ubrań, bazując na algorytmach analizujących trendy w mediach społecznościowych. W efekcie takiego obrotu spraw, konsumenci mogą niemal natychmiast kupić własną odzieżową wersję tego, co aktualnie noszą celebryci oraz influencerzy. Nietrudno się jednak domyślić, że ta błyskawiczna moda ma także swoją cenę – i to nie tylko na metce, ale przede wszystkim odciśniętą na środowisku oraz na ludziach pracujących przy jej produkcji.
Ekologiczne koszty ultra fast fashion to przede wszystkim ogromne zużycie surowców naturalnych. Produkcja odzieży pochłania gigantyczne ilości wody oraz energii. Tylko do wytworzenia jednej pary spodni dżinsowych potrzeba około 7500 litrów wody, a do produkcji 1 kg bawełny – nawet 20000 litrów. Ultra fast fashion oznacza więc nieustanny „pęd” za tymi zasobami, co prowadzi do ich wyczerpywania, szczególnie w regionach już dotkniętych niedoborem wody. Co więcej, przemysł tekstylny odpowiada za około 10% globalnej emisji gazów cieplarnianych, a to czyni go naprawdę poważnym graczem na ogólnej liście trucicieli klimatu. Produkcja syntetycznych tkanin (takich jak poliester) bazuje na ropie naftowej oraz powoduje uwalnianie się do atmosfery olbrzymich ilości dwutlenku węgla. Z kolei farbowanie i obróbka tkanin dodatkowo zanieczyszczają rzeki toksycznymi chemikaliami, niszcząc lokalne ekosystemy.
Jako że ubrania z ultra fast fashion są projektowane tak aby były jak najtańsze, tak też cechuje je niska jakość. A słabe, cienkie materiały oraz kiepskie wykonanie sprawiają, że odzież ta szybko się niszczy, więc w zasadzie trafia do kosza ledwie po kilku użyciach. W efekcie każdego roku na świecie powstają gigantyczne „góry ubrań” – ponad 92 miliony ton odpadów tekstylnych. Ogromna ich część trafia na wysypiska lub do spalarni, emitując jeszcze więcej szkodliwych substancji.

Pamiętajmy także o tym, że syntetyczne tkaniny nie ulegają biodegradacji i w rezultacie mogą rozkładać się nawet kilkaset lat, uwalniając do środowiska mikroplastik, który zanieczyszcza wodę, powietrze i glebę.
Za niską ceną ubrań kryją się nie tylko fatalne koszty środowiskowe, ale i dramatyczna sytuacja ludzi. Aby bowiem zaoferować konsumentom koszulkę za 10 zł, firmy z branży ultra fast fashion muszą obniżyć koszty produkcji do minimum. W praktyce oznacza to przenoszenie fabryk do krajów o taniej sile roboczej (takich jak Bangladesz, Indie czy Chiny), gdzie pracownicy traktowani są poniżej godności oraz zmuszani do pracy w niebezpiecznych warunkach, otrzymując za nią skrajnie niskie wynagrodzenie. Co więcej, w fabrykach produkujących ubrania dla gigantów ultra fast fashion często zatrudniane są także dzieci. Organizacje zajmujące się prawami człowieka wielokrotnie informowały o przypadkach wykorzystywania nieletnich w szwalniach, w których pracuje się po kilkanaście godzin dziennie za pensję nie przekraczającą kilku dolarów. Pomimo jednak takich alarmów, proceder ten wciąż jest bardzo powszechny i mimo wszelkich negatywnych konsekwencji, ultra fast fashion nieustannie cieszy się ogromnym powodzeniem.
Dlaczego właściwie tak się dzieje? Cóż, przede wszystkim jest to kwestia niskiej ceny – koszulki za kilka złotych sprawiają, że kupowanie modnych ubrań staje się łatwo dostępne w zasadzie dla każdego, nawet dla tych, którzy dawniej nie mogli sobie na nie pozwolić. Po drugie, w grę wchodzi także szybkość dostawy. Dzięki nowoczesnym systemom logistycznym, ubrania zamówione online mogą dotrzeć do klientów już w ciągu kilku dni. Obojętny nie pozostaje także wpływ mediów społecznościowych – influencerzy promują nowe trendy, a konsumenci chcą je natychmiast kopiować.
Choć trend ultra fast fashion wydaje się być niepowstrzymany, istnieją sposoby na ograniczenie jego negatywnego wpływu. Jest to na przykład decydowanie się na kupno mniejszej liczby ubrań o lepszej jakości, które posłużą dłużej i nie stracą fasonu po pierwszym praniu. Klasyczne, dobrze uszyte elementy garderoby mogą być wszak noszone latami, bez ryzyka trafienia do śmietnika po paru tygodniach. Inną alternatywą jest zdecydowanie się na zakupy w sklepach typu second-hand, które pozwalają przedłużyć życie ubrań i zmniejszyć ilość odpadów tekstylnych, a także oddanie nieużywanych ubrań na zbiórki odzieży, dzięki czemu trafią one do potrzebujących. Obecnie coraz więcej firm decyduje się na produkcję odzieży w sposób zrównoważony, używając do tego ekologicznych materiałów przy jednoczesnym ograniczeniu emisji dwutlenku węgla oraz zadbaniu o etyczne warunki pracy. Warto więc zwracać uwagę na takie marki.
Musimy pamiętać o tym, że wielkie zmiany zaczynają się od pojedynczych decyzji. Prawda jest taka, że każdy z nas ma wpływ na rynek odzieżowy, a edukacja i świadomość to kluczowe elementy wywierania presji na marki odzieżowe. Ogromne zużycie zasobów, zanieczyszczenie środowiska, wyzysk pracowników i rosnące góry tekstylnych odpadów to prawdziwa cena taniej odzieży. Świadome wybory konsumenckie mogą więc pomóc zahamować (a na dłuższą metę – powstrzymać) ten destrukcyjny trend i sprawić, że moda stanie się bardziej zrównoważona. Pozostaje tylko jedno pytanie – czy jesteśmy gotowi zmienić swoje nawyki?